wtorek, 19 czerwca 2012

Komunikacja miejska tylko dla wybranych?

Ostatnio byłam w Berlinie i Amsterdamie. Mam już taki zawodowy nawyk, że wszędzie patrzę na chodniki i schody - czy są windy, podjazdy, ułatwienia dla wózków inwalidzkich, dziecięcych i dla starszych osób. No i niestety proszę Państwa, jeśli cywilizacyjny postęp mierzyć dostępnością przestrzeni publicznej dla wszystkich obywateli (także tych mniej mobilnych) to jesteśmy daaaaaaleko za Europą Zachodnią. Można mówić, że to kwestie zamożności społeczeństw, że u nas trzeba nadrobić kilkadziesiąt lat komuny, że są pilniejsze wydatki niż windy na Dworcu Centralnym czy Wschodnim, na przykład stadiony (tak, bo niepełnosprawnych kibiców po prostu  nie ma! ani kibiców, którzy chcieliby na EURO przyjechać z rodziną!!). 

Ale życzliwość naprawdę nic nie kosztuje. W Berlinie rozczulił mnie pan kierowca autobusu (oczywiście niskopodłogowego), który na każdym przystanku celował tak, aby zatrzymać się dokładnie przy krawężniku: różnica poziomów mogła wynosić najwyżej kilka centymetrów. Dwa razy nie udało mu się tak podjechać, i wtedy ostrzegał wysiadających pasażerów, że pomiędzy podłogą a krawężnikiem jest dziura. Przez takie głośniki, bardzo miło i sympatycznie, i z ewidentną troską. 

Dzisiaj jechałam z wózkiem komunikacją warszawską, pan kierowca zatrzymał "jamnika" na przystanku tak daleko, że oczywiście wózek wynosiłam. Podjechałam do niego i mówię, że fajnie by było gdyby zwracał na to uwagę, i może obniżał trochę podłogę jak wysiada czy wsiada ktoś z wózkiem. A on mnie ochrzanił, że jak chcę mieć specjalne traktowanie to powinnam wciskać guzik z ikonką niepełnosprawnego. Już sobie wyobrażam, co by powiedział, gdyby wysiadł ze swojej szoferki i zamiast niepełnosprawnego zobaczył babkę z wózkiem - pewnie, jak jeden ochroniarz, doradziłby mi rubasznie ćwiczenia z podnoszeniem wózka, bo "po ciąży trzeba trochę schudnąć!"

A jakie są Wasze doświadczenia z transportem miejskim?