niedziela, 29 stycznia 2012

Człowiek i dziewczyna, czyli o języku ciąg dalszy

Przeczytałam właśnie na profilu fejsbukowym Biura Anny Grodzkiej informacje o jej współpracowniczkach. Dokładnie takie: Lalka Podobińska- dyrektor,  Olga Brzezińska –kierownik biura, Kapsyda Kobro –asystentka parlamentarna (jedyna forma żeńska). Przeczytałam i poczułam się jakbym dostała w twarz! Pewnie nie miałabym odczuć tego rodzaju gdyby to był profil Jarosława Kaczyńskiego, ale subtelnej różnicy między Anną Grodzką a tym panem chyba nie muszę wyjaśniać.

Kiedyś nie przeszkadzał mi brak żeńskich form. Później, walkę o język zaczęłam uważać za ważną, ale jako akt symboliczny, podkreślenie, że „chcemy całego życia”, równości na wszystkich płaszczyznach. Wciąż jednak nie raziły mnie męskie "koncówki" w połączeniu z żeńskimi imionami. Nie widziałam potrzeby radykalnej przebudowy całego słownika. Takiego języka zostałam nauczona, takim  językiem opisywałam świat.
Oprzytomniałam, kiedy mój wtedy może czteroletni syn zapytał, jak się mówi na człowieka - dziewczynę (sic!). Później tych pytań było coraz więcej. A ja czasem musiałam się dłużej zastanowić. Bo w języku nie ma naukowczyń i sportowczyń, pilotka to raczej nakrycie głowy pilota, a ministra to dla większości feministyczna nowomowa czyli dziwactwo!
Dla równowagi mamy oczywiście matki, opiekunki, nauczycielki i pocieszycielki. Nie umniejszam ich roli (w tym mojej), ale jest to jednak ograniczające. Jeśli nie chcemy jako kobiety być definiowane jedynie przez nasze funkcje reprodukcyjno- opiekuńcze musimy nauczyć nasze dzieci (i nie tylko dzieci!) języka który nie będzie nikogo wykluczał i wyznaczał mu z góry przypisanego miejsca.
Bo to język nadaje kształt myślom i wyznacza ich ramy. Nie ma kobiet w języku, nie ma nas wcale!

                                                                                                                                                                       KaNi

5 komentarzy:

  1. Mnie uderzyła rekrutacja w mojej firmie: poszukiwana jest asystenTKA działu, oraz kierownik marki. W sumie zastanawiałam się, czy po polsku zamiast "brand manager", która jest kobietą, lepiej mieć kierowniczkę? to trochę jak w wiejskim GS'ie ... No w każdym razie nie da się ukryć, że język jest niedostosowany do rzeczywistości. W drugą stronę brak odpowiedniego słownictwa jest jednak rzadszy, ale usłyszałam kiedyś określenie "pan-przedszkolanka". Takie niezdarne, że aż śmieszne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan- przedszkolanka jest tak niefortunne jak dyrektor-Lalka;) Dla mnie kierowniczka jest ok;) Zresztą sama po 3 latach pracy zmieniłam nazwe stanowiska (również na umowie) na specjalisTKĘ! Kani

      Usuń
  2. na szczęście język dyskryminuje w dwie strony, bo: złodziej, oszust, bandyta, nikczemnik, drań, gagatek, bandzior mają też tylko męską formę;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam na wizytówkach: dyrektor (w biurze poselskim), wspólnik (w spółce z o.o.) i prezes (w fundacji). I to jest mój świadomy wybór. Każdy ma prawo być tym, kim chce. Jednocześnie szanuję wszystkie dyrektorki, marszałkinie, sekretarki i prezeski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że każdy ma prawo być tym kim chce. I tu jest właśnie sedno sprawy. Niestety w naszych realiach często kobiety nie maja wyboru. Muszą akceptowac ogólnie przyjęte normy, dostosowywac sie do panujących reguł. Wydaje mi sie, że właśnie dlatego walka o damskie końcówki jest tak ważna. Żeby kazda z nas mogła dokonywac takich świadomych wyborów jak Pani. Oczywiście nie chciałam nikogo urazić;) Kani

      Usuń