Przez media przetacza się ostatnio dyskusja o zwolnieniach lekarskich dla ciężarnych, a raczej o ich nadużywaniu, bo przecież „ciąża to nie choroba” więc po co zwolnienie (nie mówimy tu o sytuacji, gdy zagrożenie ciąży stwarza konieczność leżenia czy wręcz zadomowienia się na oddziale patologii ciąży, ale o w sumie prawidłowo przebiegających ciążach, spędzanych częściowo lub w całości na L4). Na głowy „matek-cwaniaczek” sypią się gromy, głos zabierają politycy, eksperci, pracodawcy, inni pracownicy (płci obojga), a także jako kategoria specjalna inne matki (nazwijmy je dla kontrastu „dzielnymi”: to te, które przez 9 miesięcy nie skalały się ani jednym dniem L4).
W Wysokich Obcasach z 31.grudnia przeczytałam list od takiej „dzielnej” matki, w dodatku zatrudnionej w korporacyjnym dziale personalnym, dzięki czemu może ekspercko oszacować, że „95% kobiet bierze zwolnienie dzień po zrobieniu testu ciążowego”. Ta pani wyraźnie odcina się od „cwaniaczek” podkreślając, że jej uczciwość wobec systemu sięga dalej: nie tylko nie była na zwolnieniu przez całą ciążę, ale nawet jak dziecko już się urodziło i zdarzy mu się zachorować, to też nie bierze zwolnienia: po prostu angażuje do opieki ojca dziecka albo babcię. Oczywiście takie rozwiązania są raczej trudne do zrealizowania dla matek samotnie wychowujących swoje dzieci, albo dla pracujących na pełnym etacie babć i dziadków, albo po prostu dla kogoś, kto mieszka w innym mieście niż reszta rodziny, ale to drobiazgi – w ogóle inny temat. No więc wracając do wątku głównego – przeczytałam, i się nieco wkurzyłam. Ale nic to, myślę, zaraz mi przejdzie.
Po czym przeczytałam drugi, wydrukowany obok pierwszego, list czytelnika na ten sam temat. I nie mogę się powstrzymać, żeby nie skomentować: brawo, nareszcie ktoś rozsądny!
Otóż drugim czytelnikiem jest starszy pan, w dodatku – a jakże! – pracodawca, w którego firmie 99% pracownic spędziło ciążę na zwolnieniu lekarskim. Zaraz się zacznie, pomyślałam, ciąg dalszy aktu oskarżenia tych wstrętnych cwaniaczek z brzuchami, tym razem autorstwa kapitalisty-krwiopijcy, który przeliczy szybciutko, ile go takie L4 kosztuje. A tu niespodzianka. Bo pan starszy, zamiast oburzać się na swoje pracownice-naciagaczki, albo przechwalać, że jego żona/córka/synowa/sąsiadka to całą ciążę, bite 40 tygodni w pracy, i do szpitala prosto z fabryki wręcz pojechała, przedstawił sytuację taką, jaka JEST a nie taką, jaką przedstawiają nam media, a głosy czytelników i czytelniczek tychże mediów zdają się potwierdzać i jeszcze dodatkowo nakręcać. Bo proszę państwa nie jest tak, że (opierając się na estymacjach pani „dzielnej” kadrowej) 95% kobiet w wieku rozrodczym jest nałogowymi kłamczuchami i nie ma sumienia, oszukując, naciągając, kręcąc i cwaniacząc. Naprawdę! (inaczej musielibyśmy przyznać, że 95% naszego narybku dziecięcego wychowywanych jest przez patologiczne matki…). Te kobiety biorą te „nadmiarowe” zwolnienia w ciąży z jakiegoś powodu, i tym powodem jest chociażby nieelastyczność godzin pracy, kiedy potrzebują zwolnić tempa czy odespać, brak możliwości pracowania z domu kiedy czują się słabiej albo boli kręgosłup, nieprzestrzeganie przepisów kodeksu pracy dotyczących ciężarnych, nieprzyjemna (uwaga! eufemizm) atmosfera stwarzana przez emocjonalnie niedojrzałych szefów („jak mogłaś mi to zrobić, teraz taki kłopot z zastępstwem będzie!”), odsuwanie od zadań „bo ty się przecież i tak zaraz posypiesz”, i tak dalej, i tak dalej... Większość z nas to zna z własnych, niekoniecznie przyjemnych, doświadczeń zawodowych.
Wracając do listu pana, którego z braku lepszych określeń nazywam „starszym”: otóż on w swej mądrości i przenikliwości przejrzał na wylot cały ten wstrętny mechanizm, cały beznadziejny system, który matki-cwaniaczki niejako produkuje. Bo winny jest system, a nie inne matki, i nie należy ulegać manipulacjom, że jest inaczej. Politycy mówiący przez różne media mają swoje interesy, swoje sprawy do załatwienia, a ostatnią z nich jest dobro ciężarnych obywatelek, i ich perspektywa na sprawy życiowe. Parę lat temu politycy wmawiali pielęgniarkom, że nie dostaną podwyżek bo w tym roku dostali je górnicy – zupełnie jakbyśmy mówili o jednym konkretnym banknocie, który może trafić tylko do jednej z dwóch kieszeni, a nie o budżecie, w którym naprawdę jest znacznie więcej możliwości przesunięć i oszczędności. I to politycy kreowali antagonizm miedzy tymi grupami zawodowymi. Podobnie dzieje się teraz: są te okropne matki-cwaniaczki, darmozjady i pasożyty, na które najeżdżają wszyscy, wytykając palcami, z uczciwymi matkami-dzielnymi na czele, i reszta płacących za ich wakacje uczciwych opodatkowanych obywateli. A potrzebny byłby nam dialog, żeby przedstawić politykom jednolite oczekiwania i wyzwania: co mają zrobić, żeby sytuacja wszystkich matek (tych ciężarnych i po ciąży, tych pracujących zawodowo i w domu, a nawet tych, które matkami jeszcze nie są!) była lepsza, i nie zmuszała do obchodzenia przepisów za pomocą lewych zwolnień. W jedności siła!
Dla polityków też mam dobre wieści: tak na próbę uelastycznijcie przepisy, otwórzcie parę żłobków i przedszkoli, po prostu ułatwcie kobietom życie, a zobaczycie, co się stanie z przyrostem naturalnym :)
PS. “Starszy pan” prowadzi w Bydgoszczy firmę B-Act, która otrzymała tytuł “Pracodawcy Regionu” w ramach programu wspieranego przez EFS. Gratulujemy :)
AŚ